niedziela, 9 września 2018

Leena Krohn "Tainaron"

Chyba mało znana książka, na pewno zasługująca na większe zainteresowanie.

Kłopot w tym, gdzie właściwie ją przydzielić? Bywa zaliczana do fantastyki, ale nie do końca słusznie. Taka proza, która wymyka się wszelkiej klasyfikacji. Kojarzy się z poezją, zachęca do poszukiwania drugiego dna. Całkiem słuszne są skojarzenia z Schulzem.

To poetycka proza pełna czułości.


Mamy tu trzydzieści krótkich listów, w których autorka opisuje swoje przeżycia w Tainaronie – ogromnym i wciąż zmieniającym się mieście pełnym dźwięków, zamieszkanym przez owadopodobne istoty. To urokliwe obrazki, a w takich historiach, jak ta o Opiekunce Dziwaków, sąsiedzkich hałasach czy dziwnym pochodzie widać ogrom wyobraźni Leeny Krohn. 


Fantastyczne zdarzenia, których świadkiem i uczestnikiem jest autorka listów, skłaniają ją do refleksji nad życiem i nad samą sobą. Bo jest to historia z drugim dnem i pod opowieściami z fantastycznego świata kryje się historia o samotności, odrzuceniu, godzeniu się ze zmianami, przemijaniem, także o poszukiwaniu siebie. Widzę tu zachwyt nad pięknem świata i zarazem żal, że tak ciężko ten świat pojąć i do niego się dostosować. Tak myślę, bo trudno tę historię zinterpretować. Tak jak poezja, przemawia wprost do wrażliwości czytelnika. I albo zachwyci i skłoni do refleksji, albo nie.


Mnie wzruszyła i wywołała uczucie spokoju. Polecam miłośnikom nieśpiesznej narracji i literackich eksperymentów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz