O
Jeffie Vandermeerze usłyszałam w tym roku, przy okazji powstawania filmu „Anihilation”. Zdaje się, że ma on już swoje miejsce w
gronie współczesnych twórców sf. Słyszałam peany pochwalne na
cześć trylogii Southern Reach i jej fenomenalności. Jako
(początkująca) fanka sf z ciekawością sięgnęłam i cóż, jakie
są moje wrażenia po przeczytaniu 2/3 trylogii?
"Unicestwienie"
Na
uwagę zasługuje przede wszystkim mistrzowsko wykreowana atmosfera
grozy, jest posępnie i tajemniczo. Co szczególnie cenię – autor
nie wykłada nic łopatologicznie, czytelnik od razu zostaje wrzucony
na głęboką wodę i musi się skupić, aby nic mu nie umknęło.
Pomysł także jest fascynujący – oto odcięta od świata strefa
x, w której coś w przerażający sposób modyfikuje wszelkie istoty
żywe, a ekspedycje wysłane, żeby zbadać sprawę, już nie
wracają.
O członkiniach kolejnej ekspedycji niewiele się
dowiadujemy, nie znamy nawet ich imion. Wyjątkiem jest główna
bohaterka, bardzo inteligentna i aspołeczna Biolożka. Zgodnie ze
swoim charakterem bada, obserwuje i analizuje kolejne niesamowite
zdarzenia i przekonuje się, że nikomu i niczemu nie może ufać.
Niewiele tu akcji, to głównie opisy, ale jest gęsto od emocji i
czuć niepokój, który udziela się też czytelnikowi.
"Ujarzmienie"
Tutaj głównym bohaterem jest Kontroler, które obejmuje stanowisko szefa placówki badawczej przylegającej do Strefy X. Podobnie jak wcześniej,
wspomnienia głównego bohatera przeplatają się z
budzącą grozę chwilą obecną. Ponownie można poczuć duszną, klaustrofobiczną atmosferę, związaną z pobytem w nieprzyjaznym, obcym, zamkniętym światku. Fascynujące są momenty konfrontacji
Kontrolera z jego zastępczynią oraz przesłuchania, mniej lub
bardziej subtelna walka o władzę, o przewagę nad przeciwnikiem.
Ciekawe jest też pokazanie, jak placówka radzi sobie – a raczej
nie radzi – z zagrożeniem płynącym ze strefy i jak reagują na
nią ludzie. W gruncie rzeczy trochę brakowało mi większego
rozwinięcia tego aspektu.
Co do minusów - bohater jest niestety mniej ciekawy od
Biolożki, zakończenie trochę się dłuży i nasuwa się pytanie,
czy autor naprawdę miał jakiś niesamowity pomysł na tę trylogię,
czy tylko wzbudził nadmierne oczekiwania.
Obydwie książki przeczytałam bardzo szybko, nie chciałam się od nich odrywać. Mimo to część drugą odłożyłam z lekkim uczuciem zawodu. Miałam wrażenie, że niewiele posunęliśmy się naprzód. Ciekawi mnie mocno, jak Autor postanowił zakończyć historię w części trzeciej, "Ukojeniu".
Jako początkującej fance science fiction muszę Ci w takim razie polecić "Kwiaty dla Algernona" D. Keyesa i "Solaris" Lema - absolutne perełki z tego gatunku.
OdpowiedzUsuń