Chyba
mało znana książka, na pewno zasługująca na większe
zainteresowanie.
Kłopot w tym, gdzie właściwie ją przydzielić? Bywa zaliczana do fantastyki, ale nie do końca słusznie. Taka proza, która wymyka się wszelkiej klasyfikacji. Kojarzy się z poezją, zachęca do poszukiwania drugiego dna. Całkiem słuszne są skojarzenia z Schulzem.
To poetycka proza pełna czułości.
Mamy
tu trzydzieści krótkich listów, w których autorka opisuje swoje
przeżycia w Tainaronie – ogromnym i wciąż zmieniającym się
mieście pełnym dźwięków, zamieszkanym przez owadopodobne istoty.
To urokliwe obrazki, a w takich historiach, jak ta o Opiekunce
Dziwaków, sąsiedzkich hałasach czy dziwnym pochodzie widać ogrom
wyobraźni Leeny Krohn.
Fantastyczne
zdarzenia, których świadkiem i uczestnikiem jest autorka listów,
skłaniają ją do refleksji nad życiem i nad samą sobą. Bo jest
to historia z drugim dnem i pod opowieściami z fantastycznego świata
kryje się historia o samotności, odrzuceniu, godzeniu się ze
zmianami, przemijaniem, także o poszukiwaniu siebie. Widzę tu
zachwyt nad pięknem świata i zarazem żal, że tak ciężko ten
świat pojąć i do niego się dostosować. Tak myślę, bo trudno tę
historię zinterpretować. Tak jak poezja, przemawia wprost do
wrażliwości czytelnika. I albo zachwyci i skłoni do refleksji,
albo nie.
Mnie
wzruszyła i wywołała uczucie spokoju. Polecam miłośnikom
nieśpiesznej narracji i literackich eksperymentów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz